Jeśli chodzi o szkocką whisky to sprawa jest dość prosta. Ustawowo whisky nie może mieć mniej niż 40 %. Co ciekawe Mendelejew znany nam bardziej z chemii, na rozkaz cara miał sprawdzić jaki poziom alkoholu jest „najzdrowszy” dla organizmu. W swoich badaniach, które zaowocowały obroną pracy doktorskiej dowiódł, że właśnie 40% to najlepsze stężenie alkoholu.Według Szkotów najlepiej degustuje się whisky w okolicach 30%. Dlatego też dodaje się „a drop/ a dash of water”, żeby whisky otworzyła się i lekko zmieniła. Niestety nie zawsze zmienia się na lepsze, szczególnie jeśli pochodzi z beczek po sherry. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia.
Jest kilka osób, które uważają że należy degustować whisky bez wody – np. Jim Murray – jeden z największych znawców whisky, nie tylko przecież szkockiej, na świecie.
Ja degustuje whisky bez wody i z wodą. Dzięki temu mam pełny obraz trunku.
Jak wygląda kwestia bourbona i amerykańskiej whiskey wyjaśnił mi kiedyś znawca tego trunku: „Bourbon natomiast oddaje to, co w nim najlepsze, przy zawartości alkoholu w przedziale 47-57% vol. Jeśli ma się przed sobą kilka wersji bourbona z tej samej destylarni, produkowanego wg tej samej receptury, ale oferowanych z różną mocą, nic nie jest w stanie przebić doznań aromatyczno-smakowych wersji z podwyższoną zawartością alkoholu, a raczej z mniej obniżoną lub w ogóle. Szanujące w tym względzie tradycję destylarnie (Wild Turkey, Four Roses czy Maker’s Mark) pakują do beczek destylaty z zawartością 55% vol (inne czynią to na maxa czyli 62,5%). Podnosi to rzecz jasna koszty produkcji, ale warto. Obniżanie zawartości alkoholu poniżej 47% znacznie spłaszcza paletę bourbona i wbrew pozorom exponuje bardziej alkohol. Na marginesie dodam, że Wild Turkey, swoją drogą jeden z najlepszych bourbonów na świecie w ogóle nie oferuje swoich trunków z zawartością alk. poniżej 50%. Ich mistrz destylacji – guru- Jimmy Russell sam osobiście testuje destylaty w ich pierwotnej postaci.
Wracając jeszcze do wody i bourbona, to ustawowe minimum zaw. alk wynosi również 40% (czyli amerykańskie 80 proof) i jak już wspomniałem, dość często uznawanym optimum jest oscylacja wokół 50% (100 proof). Tu na myśl przyszedł mi tzw. Bottled-In-Bond Act, który wszedł w życie w USA w 1897 roku i przewidując kilkanaście wymogów prawnych (mających na celu uporządkowanie rynku whiskey straight i zagwarantowanie jej najwyższej jakości), zapisywał wśród nich zawartość alkoholu w butelce na równe 50%.
Dziś na rynku Bourbona wciąż można znaleźć przykłady whiskey wyprodukowanej zgodnie z aktem B-I-B (wówczas stosowny napis widnieje na etykiecie, np. Henry McKenna Single Barrel B-I-B od Heaven Hill Distilleries) lub chociaż z zaw. alk. zgodną z B-I-B (czyli 100 proof), co również ma odzwierciedlenie na etykiecie z napisem „Bonded”.
Reasumując degustujmy tak jak nam smakuje. Każdy przecież może mieć indywidualne podejście.
Możliwość zaparkowania przed sklepem
Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Więcej informacji
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.