Dzisiaj z niemałym zdziwieniem przeczytałem, że Francja w 2011 roku zwiększyła sprzedaż wina o około 10%.
Pomyślałem sobie, pewnie pozytywny skutek zaczynają odnosić zmiany w podejściu do marketingu jakie możemy zaobserwować od pewnego czasu w tym kraju.
Coraz częściej spotykamy etykiety wyglądające jakby żywcem wzięte z wielkiej Argentyńskiej czy Australijskiej winnicy. Coraz mniej jest niezrozumiałych dla nie-lokalnego konsumenta „Chateau” czy „Domaine”, a coraz więcej nazw regionów, szczepów czy obrazków innych niż naszkicowane ołówkiem pałace, zamki i inne włości. Następne kilka zdań rozwiało moje wątpliwości. Otóż, w zasadzie nie wzrósł wolumen sprzedaży, wzrosły – o zgrozo – ceny. I to właśnie o ten wzrost cen, wzrosła sprzedaż. Jak widać w przypadku wina, świetnie sprawdza się zasada, że w trudnych czasach najlepszym sposobem na zwiększenie sprzedaży jest podwyższenie cen. Podczas kiedy niemal cała Europa zaciska pasa, Amerykanie wychodzą dopiero z dołka z pomocną ręką przyszli Azjaci. I nie chodzi to o 100 mld euro, które Chiny chcą przeznaczyć na ratowanie tonącej w długach Europy, ale o kupowanie tutejszych produktów. Sprzedaż do Azji wzrosła o … 25%!!! Z jednej strony to wspaniale, że świat winiarski rośnie w siłę, z drugiej strony mój niepokój budzi fakt, że w kolejce po któreś z win z wielkiej piątki za chwile stanie o miliard ludzi więcej. A wtedy ciężko będzie się przebić na początek, mimo że z kolejkami w Polsce ze względów historycznych umiemy sobie radzić świetnie.
Możliwość zaparkowania przed sklepem
Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Więcej informacji
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.